wtorek, 18 sierpnia 2015

Yury Chmielewskie 4. Wszystko czerwone

Yuri Chmielewskie, część czwarta. Betowała Saraknya :* Chronologicznie to pierwsza napisana część (czasami lubię zaczynać od końca), najbardziej psychodeliczna z serii.


4. Wszystko czerwone



— Allerød to wcale nie znaczy „wszystko czerwone” — powiedziała z niezadowoleniem Alicja. — Nie wiem, skąd ci taki idiotyczny pomysł przyszedł do głowy.
— Tylko co? — spytałam. — „Rød” to jest czerwony, a „alle” to wszystko.
— Można wiedzieć w jakim języku?
— Pośrednim, między niemieckim i angielskim.*
 
*** 

Joanna zawsze miała niesamowite pomysły... Wszystko czerwone, też coś! Gdyby tylko wtedy wiedziała, jak bardzo blisko prawdy będzie, pewnie zamknęłaby dziób i usiadła pod tą nieszczęsną czerwoną lampą.
***
— Joanna! Czy ja mogę pożyczyć te twoje szpilki z krokodyla? — Wciskałam się w swoją czerwoną sukienkę, a nie mogłam znaleźć moich obcasów. — No proszę cię, bo się spóźnię!
— Czy ty chcesz tych Duńczyków o zawał przyprawić? Jeszcze gotowi pomyśleć, że cię szlag jasny trafił, skoro cię nie ma. Szpilki weź, tylko pamiętaj, że prawa ma luźny korek. — Joanna siedziała przed maszyną do pisania i kopciła trzeciego papierosa w ciągu kwadransa; znak, że głęboko myśli nad kolejną powieścią kryminalną.
Joanna miała genialny umysł. Czasami wystarczyła jedna, z pozoru zupełnie zwyczajna, rzecz i powieść tworzyła się sama. Wtedy brunetka nie widziała świata poza swoją maszyną, papierosami i kawą. Ale zawsze, ZAWSZE, wynagradzała mi później wszystkie samotne wieczory.
— Wróć szybko — rzuciła jeszcze z błyskiem w oku. — Potrzebuję twojej pomocy, musisz mi posłużyć kilkoma pomysłami na znalezienie zabójcy.
— Jezus Maria, Joanna! Tylko mi nie mów, że chcesz uśmiercić kolejnego znajomego! — Wsunęłam stopy w niesamowicie wygodne buty i poprawiłam fryzurę. — Chyba, że będzie to Biała Glista.
— Nie, ostatnio musiałam ją przywrócić do życia, bo by mi łeb urwała. Tym razem ginie Diabeł — zachichotała.
— Wreszcie! Zawsze ci mówiłam, że troje to tłok. Zadźgaj go... Nie, to już było, zasztyletowałaś Edka. Zresztą, nie powstrzymuj mnie, bo Gunnar faktycznie zejdzie na zawał.
Joanna wstała, cmoknęła mnie w usta na tyle delikatnie, by nie zmazać szminki.
— Wróć szybko — powtórzyła jeszcze, podając mi swój najukochańszy czarny płaszcz, którego zawsze jej zazdrościłam, a którego pilnowała prawie tak bardzo, jak rękopisów nieskończonych książek.
Czasami Joanna potrafi być naprawdę kochana.
***
Wróciłam do domu późno i nie do końca trzeźwo. Prawdę mówiąc, nigdy nie miałam mocnej głowy, a na bankiecie podano niesamowite czerwone wino. Byłabym wcześniej, ale... Cóż, czasem powroty są trudne. Szczególnie, jeśli...
***
W korytarzu skopałam niedbale buty, zrzuciłam płaszcz na stolik i skierowałam się do sypialni.
Joanna leżała w czerwonej pościeli, wyglądając nieziemsko oświetlona nikłym blaskiem czerwonej lampy. Wszystko czerwone! — zachichotałam głośno.
— Alicja? — spojrzała na mnie półprzytomnie. — Miałaś wrócić wcześnie. — Wytknęła mi, poprawiając ramiączko czerwonej, satynowej koszulki nocnej.
Wszystko czerwone! Naprawdę, czasem mam dziwne poczucie humoru.
— Miałam, nie miałam... Tutaj jest taaaak czerwooonooo! — Nie ściągając sukienki położyłam się obok niej i przytuliłam do boku, wciskając twarz w słodko pachnące zagłębienie w obojczyku. — Joanna, jesteś czerwona — szepnęłam cicho, zaczynając całować jej szyję.
— Alicja, jesteś pijana — Joanna obudziła się całkowicie, czując delikatną pieszczotę. — Chodź, zdejmiesz sukienkę i położymy się spać. — Usiadła, podciągając mnie za sobą.
Kiedy wstałyśmy zatoczyłam się na nią lekko, a ona jedynie pokręciła głową i rozsunęła delikatny złoty zamek. Sukienka opadła mi do stóp ukazując czerwoną, koronkową bieliznę.
— Joanna... — coś między szeptem a westchnieniem opuściło moje usta, kiedy przysunęłam się do niej i złożyłam na jej ciepłych wargach delikatny pocałunek.
Poczułam, jak smukłe palce wędrują wzdłuż mojego kręgosłupa i wsuwają się pod delikatną koronkę by po chwili pogładzić pośladek. Mój pocałunek stał się bardziej nachalny, a z każdą sekundą odurzenie narastającym podnieceniem mieszało się z tym alkoholowym. Wolną dłoń zsunęłam na jej pierś, pocierając sutek przez chłodną satynę i z zadowoleniem stwierdzając, że stwardniał pod moim dotykiem. Zsunęłam się ustami najpierw na szyję kochanki, a następnie przez materiał przygryzłam wrażliwą brodawkę, czując równocześnie, jak Joanna rozpina mój stanik i zsuwa go ze mnie. Zamruczałam z przyjemności, kiedy przesunęła długim paznokciem przez całą pierś, zahaczając o stwardniały sutek i skręcając go w palcach w słodkiej torturze.
Odsunęłam się na chwilę, by móc zdjąć koszulkę z Joanny i powróciłam do maltretowania brązowych brodawek, popychając ją jednocześnie w stronę szerokiego łóżka. Kiedy na nią spojrzałam, wydawała się tak nierzeczywista, tak piękna wśród tej czerwonej pościeli, oświetlona czerwoną poświatą lampki, z poczerwieniałymi policzkami... Czerwień zasnuła mi wzrok, kiedy zsuwałam się ustami coraz niżej, zahaczając językiem o malutki pępek i kręcąc wokół niego niewielkie kółka. Kiedy dotarłam do koronki majtek, roześmiałam się.
— Wszystko czerwone! — rzuciłam głośno, nie mogąc powstrzymać chichotu. — Wszystko czerwone!
— Alicja — wychrypiała, patrząc na mnie spod półprzymkniętych powiek z niemym wyrzutem.
Dla mnie jednak czerwień naszej sypialni była w tym momencie taka zabawna. Nawet ten czerwony obraz na beżowej ścianie. Zaniosłam się jeszcze głośniejszym śmiechem, a moje podniecenie parowało jak zbyt mocno podgrzana woda.
Ze śmiechu nie mogłam złapać tchu. Wszystko było takie czerwone. Czerwień to taki śmieszny kolor.
Przeturlałam się obok Joanny, nadal chichocząc, chociaż nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Wszystko było takie czerwone. Śmiech przeszedł w cichy kaszel, co z kolei skończyło się suchym szlochem.
— Wszystko, cholera, czerwone — jęknęłam, zwijając się w kłębek. — Czerwone, Joanna. Czerwone jak krew... — wyszeptałam.
Niestety, mój umysł nawet po kilku butelkach wina i połowie whisky tylko na chwilę zakopał w sobie te przerażające wspomnienia z dzisiejszego wieczoru.
— Alicja? — Joanna dotknęła mojego ramienia, nagle wystraszona. — Dobrze się czujesz?
— Wszystko... wszystko czerwone — wyszeptałam. — Wojciech też był cały czerwony. Czerwony jak krew... Ja... Joanna, dlaczego? Dlaczego wszystko musi być czerwone? — jęknęłam z wyrzutem. — On... Joanna, dlaczego ty mnie o to pytałaś? Dlaczego?
— Co się... Diabeł? — Pisarka umilkła. — Coś się stało? Alicja, kochanie, powiedz mi.
— Zabiłaś go. Dlaczego? Przecież obiecałaś, że przestaniesz... Że teraz będą już tylko książki... — Z całej siły zaciskałam oczy, próbując odegnać niechciane wirowanie i widok zakrwawionych zwłok prokuratora, na które natknęłam się w atelier naszego domu, kiedy przyjechałam kilka godzin temu.
A przecież Joanna obiecała! Żadnych więcej prawdziwych trupów! Obiecała, że od teraz tylko w książkach będzie zabijać nieżyczliwych sobie ludzi. Wstałam chwiejnie, patrząc na nią z góry, z niemym wyrzutem w oczach.
— To koniec. Po raz kolejny złamałaś obietnicę i tym razem nie mogę zapomnieć. Wojtek był już cholerną przeszłością, dlaczego to zrobiłaś?
— Alicja... Nie rozumiesz? On nam zagrażał! Przyszedł, przepraszał, prosił, żebym wróciła! Odgrażał się, że coś ci zrobi! Alicja, przecież nie mogłam pozwolić...
— Więc go zabiłaś — przerwałam jej. — Zabiłaś go, a później jakby nigdy nic zostawiłaś go w naszym atelier i położyłaś się spać. Tylko, że ja tak dłużej nie mogę! — Rozejrzałam się. — Wszystko tu jest, cholera, czerwone! — Nagle czerwony nie był już wcale zabawny; stał się makabryczny i duszący.
— Koniec. Nie odzywaj się do mnie. Przeżyłam Edka, przeżyłam Tadeusza, ale obiecałaś nigdy więcej nie urzeczywistniać swoich fantazji. — Nie patrząc na nią odwróciłam się i wyszłam z sypialni, nagle zmęczona i skołowana.
Potknęłam się w progu, jednak nie odwróciłam się mimo cichych próśb dobiegających zza moich pleców. Dzisiejszą noc spędzę w drugim pokoju. Który NIE JEST czerwony.
***
Następnego ranka Joanna Chmielewska siedziała przy kuchennym stole z kubkiem kawy w dłoni. Naprzeciw niej, zawzięcie notując coś w niewielkim notesie, siedział znajomy duński policjant, Muldgaard.
— Takoż pani powiada, że...? — Spojrzał na Joannę znad notatek.
— Alicja wróciła w środku nocy, przyszła do pokoju, po chwili wyszła i tyle ją widziałam. Rano znalazłam ją z rożnem w sercu — mówiła cicho, idealnie drżącym głosem.
Nikt nie musi dowiedzieć się, że Joanna Chmielewska naprawdę czerpała inspiracje z życia. Z własnych morderstw.

_________
* Ta część to cytat, który pochodzi z "Wszystko czerwone" - tymi słowami zaczyna się jedna z najgenialniejszych książek Chmielewskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz